GRZECH, SUMIENIE I ŚMIERĆ

Sumienie jest zbiorem przekonań poprzednich pokoleń. Te wszystkie przekonania zebrane w naszym umyśle kierują naszym zachowaniem. Dyktują nam co jest dobre a co złe, po jakich zachowaniach mamy się czuć lepiej a po jakich gorzej, za które zachowania powinniśmy zostać wynagrodzeni a za jakie ukarani. To właśnie sumienie wierci nam dziurę w brzuchu, jeśli za „złe” zachowanie nie zostaliśmy ukarani i sabotuje nas tak długo, aż ktoś nas ukarze, albo sami się ukarzemy.

Kiedy tylko czujemy się winni natychmiast pojawia się w nas potrzeba kary. Tak jest zawsze, tak jesteśmy zaprogramowani. Często nieświadomie oczekujemy kary a świadomie jesteśmy zdziwieni, że przytrafiają się nam „złe” rzeczy. Według naszego umysłu i sumienia rachunek musi wyjść na zero. Ja komuś coś złego uczynię – ktoś mi coś złego zrobi. Według prawdy naszego serca każde zdarzenie jest informacją i najważniejsze to dowiedzieć się tej prawdy, którą nam przekazuje. Jeśli tą prawdę ignorujemy. to tym samym przyciągamy do siebie jakieś bardziej drastyczne zdarzenie, abyśmy mieli większą motywacje do odkrycia tych ukrytych informacji.

Grzech to gra umysłu oceniająca dobre i złe. Według prawd serca wszystko jest dobre. Nie ma złego – jest tylko niezrozumiałe. Zrozumienie pozwala dostrzec dobro w każdym wydarzeniu. Ale umysł się z tym nie zgadza. Dla umysłu śmierć, kradzież, kataklizm, tsunami, trzęsienie ziemi są negatywne, należy ich unikać, przynoszą cierpienie. Dla serca te zdarzenia są informacjami. To są zdarzenia, które przyszły do nas na nasze zaproszenie i dla naszego dobra.

Z perspektywy umysłu śmierć ukochanej osoby jest wydarzeniem tragicznym. Z perspektywy serca jest informacją. Osoba zdecydowała się odejść, z jej znanych powodów, a jeśli jej odejście wzburzyło nasze emocje, to znaczy że w tym odejściu jest wiele informacji z których możemy skorzystać.

Gdy dzieliłam się ze znajomym podobną informacją, nazwał mnie on osobą okrutną i bez serca. Dla mnie, gdy człowiek umarł, to jest to fakt którego zmienić nie mogę. Jedyną rzeczą którą mogę zmienić, to moje nastawienie do tego faktu. Mogę rozpaczać, być w żałobie, nie jeść, cierpieć – co jest oznaką „normalności” w naszym społeczeństwie sterowanym przez świadomość masową i jest to reakcja najczęściej spotykana w otaczającym nas świecie.

Ja natomiast wybieram myśleć, że wszystko co się dzieje jest dobre, mimo, ze czasem mam trudności w natychmiastowym dostrzeżeniu tego dobra.

Kilka lat temu umarł mój dziadek. Przez kilka miesięcy po jego śmierci, byłam w wielkiej żałobie i depresji. Była to pierwsza „śmierć” której w moim życiu doświadczyłam. Dopiero po kilku latach dostrzegłam „dobro” tej sytuacji. Dostrzegłam krótkość i kruchość życia i postanowiłam cenić mój i innych czas na tej Ziemi. Postanowiłam doceniać człowieka za jego życia. Postanowiłam mówić „kocham cię” wtedy, gdy to czuję i do osób żyjących – bo poczułam żal stojąc nad trumną dziadka, że mu nigdy tego nie powiedziałam, że zawsze wszystko odwlekałam. Wtedy też dostrzegłam jak bardzo boję się śmierci – a przecież śmierć jest jednym z niewielu pewników jakie mamy w życiu. Każdy kiedyś umrze. I postanowiłam przestać myśleć o śmierci jako o wydarzeniu ostatecznym, a raczej jako przejściu do kolejnego etapu. I nie wierzę w żadne niebo i piekło. Kolejny etap oznacza przejście do kolejnego wcielenia, gdzie życie osoby która teoretycznie umarła, toczy się dalej.

Teraz mogę śmiało powiedzieć, że śmierć mojego dziadka zawierała w sobie tyle informacji dla mnie, że całkowicie odmieniła moje życie. Ale trzeba wybrać dostrzeżenie tych informacji, zamiast automatycznie wrzucać to wydarzenie do puli zdarzeń, o których myśleć nie chcemy.

Powracając do zagadnienia grzechu. Grzech istnieje po to aby skupić nasze życie i nasze zachowania wokół unikania pewnych zachowań i dążenia do innych zachowań. To taka jakby gra mająca na celu odwrócenie naszych myśli i działań od skupienia się nad tym, czego na prawdę chcemy, co miałoby nas uszczęśliwić. I oczywiście, ktoś tu zapyta jak kradzież miałaby mnie uszczęśliwić. Ja na to odpowiem: gdy słuchamy serca i gdy wedle tego co nam to serce podpowiada, idziemy naszą drogą, to nie ma na niej miejsca na czyny takie jak kradzież, wandalizm, morderstwo. Wtedy też nie skupiamy się na unikaniu zachowań, nie marnujemy wówczas naszego czasu i energii na unikanie, czucie się winnym i straszenie się karą.

Przyszedł mi na myśl znajomy wyznania żydowskiego, który bardzo dużą część swojego życia spędza na unikaniu wieprzowiny. Poszukuje, przeszukuje pożywienie i je sprawdza. Raz przez przypadek zjadł kawałek schabu i wtedy cały wieczór wzmacniał swoje poczucie winy i próby odkupienia jej. Czy to nie wydaje się być nienaturalne?

Dla mnie to wygląda na odwracanie uwagi od spraw na prawdę ważnych. Może dlatego że wieprzowina nigdy nie była mi zakazana i że wychowałam się w wierze Katolickiej.

Ile z naszych codziennych zachowań, to próby unikania grzechu?

Ile z naszych dziennych myśli, to czucie się winnym za jakiś popełniony grzech?

I czy to co zrobiliśmy na prawdę jest grzechem?

Kto powiedział że to jest grzechem? Dlaczego mimo wszystko wybieramy zabawę w tą wcale nie fajną grę: grzech – poczucie winy – kara?

Kto jest twórcą tej gry?

Bóg?

Czy Bóg chciałby, abyśmy się tak zamęczali?

Czego chce dla nas Bóg?